Aqaba
W Aqabie, poza 6 najwyższego na świecie ( czy jakoś tak ) masztu z flagą, sklepów z tanim alkoholem ( i z alkoholem w ogóle – to chyba dosyć istotna informacja 😀 ) i wąskim pasem wybrzeża Morza Czerwonego, za dużo atrakcji nie znaleźliśmy 🙂 Ponoć jest rafa na plaży poza miastem, ale tam nie dotarliśmy. Dla nas Aqaba była bardziej “sypialnią” przed dalszą drogą.
Wadi Rum, czyli witamy na Marsie
Pustynia Wadi Rum to moim skromnym zdaniem najpiękniejsze miejsce w całej Jordanii. Czerwień piasku połączona z bezkresem pustyni i niezwykłymi formacjami skalnymi. Jeep’a z kierowcą można wynająć w wiosce Rum ( Wadi Rum Visitor Center ), na wycieczkę jednodniową lub z noclegiem na pustyni. Zdecydowanie polecamy zostać na noc – nie ma nic piękniejszego niż gwiazdy na pustyni i całkowita cisza dookoła.
Nasze “Jeep Safari” po wszystkich atrakcjach (łącznie ze snowboardem po wydmach i herbatką z Bedouinami, a także kolacją i noclegiem) kosztowało 30JOD. Rezerwacje przez internet są zdecydowanie droższe, więc lepiej po prostu podjechać na miejsce i się targować 🙂
Petra
Petra – jeden z nowych cudów świata, ruiny stolicy państwa handlowego ludu Nabetejczyków, którego początki sięgają VII w p.n.e. Państwa, które stworzyło swoją własną cywilizacje, a które popadło później w zapomnienie. Nikt o Petrze nie słyszał, aż do jej ponownego odkrycia w XIX w. Jest to niepojęte, jak taki wielki kompleks, baaa, całe miasto, mogło pozostać w ukryciu przez tyle setek lat.
Petra kojarzy się przede wszystkim ze Skarbcem (pamiętacie Indiego, który po odnalezieniu Graala, galopował z tego właśnie Skarbca ku zachodzącemu słońcu? 🙂 ). Jednak Petra to dużo więcej. To piękny wąwóz, którym wchodzi się do miasta ( Siq), na którego końcu spośród skał wyłania się właśnie Skarbiec. To niesamowite kolory i formy skał, które można podziwiać w każdej jaskini. To poukrywane szlaki górskie, dzięki którym można uciec od tłoku i podziwiać widoki na Petrę i okolicę. To przede wszystkim całe ukryte pośród skał miasto.
Na stronie Petry niestety mapka ze szlakami nie jest dostępna ( szlaki są tylko opisane – tu), ale przy wejściu dostaje się jedną wraz z biletem. Szlaki w Petrze są kiepsko oznaczone, więc czasem można się pogubić – należy wtedy szukać kamyczków poukładanych w piramidki, nas doprowadzały do celu 🙂 Przez dwa dni udało nam się zobaczyć wszystko co chcieliśmy. Weszliśmy na taras widokowy, z którego można było zobaczyć Skarbiec z góry (trzeba skręcić na szlak w górę za Grobami Królewskimi, najlepiej zapytać miejscowych), dotarliśmy do Monastyru. Dwa dni to czas w sam raz, aby poznać to miejsce na spokojnie i porobić trochę fajnych zdjęć 🙂
Niestety Petra ma też swoją ciemną stronę. Będąc tam byliśmy wielokrotnymi świadkami okrucieństwa wobec zwierząt. O ile znęcania nad końmi i wielbładami nie widzieliśmy, to jednak osły nie mają w Petrze lekkiego życia. Widzieliśmy osiołka, który niósł dwa większe od siebie baniaki z wodą po kamiennych schodach, przewrócił się i już nie wstał… Widzieliśmy miejscowe dzieciaki, które dla zabawy rzucały w osły kamieniami wielkości pięści. Widzieliśmy też turystów większych niż same osły, którzy na tych biednych zwierzętach byli wwożeni na Monastyr (godzinne podejście!). Mentalności ludzi tam żyjących w dwa dni nie zmienimy, ale można nie korzystać z żadnych tego typu usług – nie ma popytu, nie ma podaży! – i ruszyć tyłki samemu w górę! Trochę wysiłku nikomu nie zaszkodzi!
Madaba
Miasteczko 30km na południe od Ammanu, którego główną atrakcją jest kościół ze starymi bizantyjskimi mozaikami. Przyjeżdża się tu właściwie tylko po to i równie szybko odjeżdża, jednak po zgiełku Ammanu miło się przespacerować po cichych (znośnie) uliczkach. My dotarliśmy do Madaby wypożyczonym samochodem, można też dojechać busem z Ammanu. Najlepsze miejsce na zakup pamiątek.
Mount Nebo
10 km od Madaby znajduje się góra, z której ponoć Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną. Jest monument, jest mały kościółek i przy dobrej pogodzie widok na Jerozolimę. Nam się niestety nie udało jej zobaczyć.
Um ar-Rasas
Umm ar-Rasas to kompleks starożytnych ruin, ze świetnie zachowanymi mozaikami. Aż tak wielkimi pasjonatami mozaik nie jesteśmy, ale ja jak widzę hasło “Lista UNESCO” to lecę w ciemno (choć niestety musiałam pogodzić się z myślą, że wszystkich jednak nie zobaczę).
Miasteczko ar-Rasas znajduje się pośrodku niczego, więc nie było łatwo do niego trafić. Kompleks wskazywał połamany znak. Wejście jest bezpłatne, ale trzeba wpisać się na listę w zeszycie (przed nami wpisane były 2 osoby). Widać, że to miejsce miało być atrakcją turystyczną (wyremontowany duży parking; nowe, choć już wyblakłe, tablice z opisami), ale coś nie pykło. A może po prostu pustki poza sezonem? W każdym razie, miejsce warte zobaczenia, jeśli lubi się starożytne ruiny i tego typu klimaty. A pustka i odosobnienie tylko dodają mu uroku.
Morze Martwe
Udało nam się dojechać nad Morze Martwe podczas zachodu słońca. Do darmowej miejscówki udało nam się sprawnie trafić, bo była obstawiona samochodami miejscowych.
Z tą “darmową miejscówką” sprawa wygląda tak, że tak naprawdę większość wybrzeża jest darmowa. Nikt Wam nie zabroni zatrzymać się i po prostu wskoczyć do wody. Problem pojawia się dopiero po wyjściu – słona woda (26% zasolenia!) zostawia po sobie bardzo nieprzyjemny osad, więc trzeba się koniecznie wypłukać (no chyba, że się jest hardcorem 🙂 ) Można się więc pochlapać w jednym z kurortów, gdzie jest dostęp do prywatnej plaży i pryszniców (koszt to ok 20 JOD, więc trochę dużo, jeśli przyjeżdża się na chwilę), można też znaleźć miejsce, gdzie jest dostęp do świeżej wody. My byliśmy tu i miejscówka była spoko na pluskanie przez chwilę. Obok jest wodospad, więc spokojnie można się było opłukać.
Sama kąpiel w Morzu Martwym to super doświadczenie, można sobie podryfować, a utopić się nie da mimo największych chęci. Kuba zawarł przyjaźnie z Jordańczykami, wśród których wzbudził respekt swoimi 3 żonami kąpiącymi się dalej ( tzn mną, moją siostrą i jej koleżanką 🙂 ). Trzeba pamiętać, że zarówno w Morzu Martwym, jak i w Aqabie, wypada się kąpać w ubraniu ( w sensie panie 🙂 )
Jerash
Pięknie zachowane ruiny starożytnej Gerazy. Miejsce, którego nie można ominąć, jeśli się lubi antyczne klimaty, bo według mnie jest o wiele ciekawsze i tak samo dobrze ( lepiej?) zachowane (a przede wszystkim mniej oblegane) niż greckie Ateny.
Eilat Coral Reef
Na koniec wyjazdu chill i smażing plażing. To był nasz pierwszy raz w życiu z rafą koralową, więc byliśmy zachwyceni. Krystalicznie czysta woda i rybki wszędzie dookoła. Najlepsze było to, że plażowaliśmy i kąpaliśmy się w ciepłym! morzu w połowie listopada! Nie ma lepszego sposobu na naładowanie baterii na deszczową część polskiej jesieni. Weźcie ze sobą prowiant na plażę, a najlepiej to przywieźcie go ze sobą z Jordanii, bo ceny wszystkiego w Eilacie to duży smuteczek…:(